Był sobie chemik
Piękny i młody,
Smukły jak wieża Glovera.
Jego jedynym
Marzeniem było,
By dyplom mieć magistera.
Raz, będąc w parku,
Doznał olśnienia,
Bo dziewczę zobaczył śliczne,
Które chodziło
Tam i z powrotem
Niby wahadło fizyczne.
Żaden poeta
By nie opisał
Wszystkich uroków jej ciałka.
Tak zbudowana
Była wspaniała
Z aminokwasów i białka.
Wnet utworzymy
Wspaniałą parę
Jak dwa wiązania sprzężone,
Jak te pierścienie
Co w naftalenie
Żyją na wieki złączone.
Jego wyznania
Zimno przyjęła,
Jak hel skroplony, okrzykiem:
Nie będę nigdy
Związku tworzyła
Ja z byle jakim chemikiem.
Ale to wcale
Mu nie pomogło,
Znać go nie chciała dziewczyna.
No i dlatego
Biednego chłopca
Zalała hemoglobina.