Wywiad z Krzysztofem Pazdro
Zacznijmy od pytania standardowego - kiedy zainteresował się Pan chemią?
Chemia interesowałem się zdecydowanie od samego początku. Chemią wprost
zafascynowała mnie nauczycielka, p. Zofia Jezierska w jednym z liceów warszawskich.
Na każdej jej lekcji, w białych fartuchach, przeprowadzaliśmy eksperymenty chemiczne
i te lekcje pamiętam do dziś.
Już w szkole zdecydowanie wiedziałem że będę chemikiem, startowałem
w Olimpiadzie Chemicznej i zakwalifikowałem się do finału ale zachorowałem
i na zawody do Katowic nie pojechałem.
Czy przechodził Pan w tym czasie etap "pirotechniczny"?
Pirotechnika mnie nigdy nie fascynowała. Bardzo interesowałem się za to
identyfikacją substancji chemicznych i gromadziłem w domu rożne potrzebne
odczynniki.
Czy myślał Pan o karierze naukowej czy może jakiejś innej?
Skłonności do pracy naukowej wykrystalizowały się u mnie w czasie
studiów. Zajmowała mnie wyłącznie chemia organiczna. Głosiłem "tylko chemia
organiczna jest chemią". Fascynował mnie eksperyment (teraz jeszcze
odczuwam tęsknotę za laboratorium chemicznym od którego jestem, niestety,
odcięty). Po studiach pracowałem jako chemik-organik na Uniwersytecie
Warszawskim (przez dwa lata), a następnie przez 6 lat na Politechnice
Warszawskiej. Tam też, pod kierunkiem niezapomnianej p. prof. Wandy Polaczkowej
zrobiłem doktorat z chemii organicznej. Dotyczył on, najkrócej mówiąc, tzw. karbenów
(produkty przejściowe w pewnych reakcjach organicznych). Po tym okresie, w wyniku
"rozgrywek polityczno-personalnych" na PW w 1972 roku musiałem zmienić pracę.
Pracowałem jeszcze przez pewien czas w Instytucie Chemii Przemysłowej, co dawało
pewne kontakty z przemysłem i nowe doświadczenia.
Kiedy zaczął Pan uczyć chemii innych?
Zaczęło się już w szkole - udzielałem (oczywiście nie za pieniądze)
"korepetycji" uczniom klas... wyższych. W czasie studiów korepetycji
udzielałem już regularnie (i za pieniądze) a zaraz po studiach uczyłem w szkole
równocześnie z pracą na uczelni: w szkole podstawowej uczyłem chemii, a w liceach
chemii i fizyki. To były lata 1965-75. W tym okresie zrodziły się pierwsze
książki.
Ile ich jest od tego czasu?
Szesnaście. Pierwsza był "Zbiór zadań z chemii dla liceum ogólnokształcącego".
To był rezultat lekcji prowadzonych w szkołach. Druga książka "Prawo okresowości
i struktura atomów" było wynikiem fascynacji historią promieniotwórczości.
Kiedy Pan stwierdził, że powinien się Pan skupić właśnie na
pracy dydaktycznej i pisaniu książek?
To był określony moment. Rok 1979. Zaproponowano mi pracę w Instytucie
Kształcenia Nauczycieli w Warszawie. W tym momencie skończył się mój kontakt
z chemię eksperymentalną, zająłem się wyłącznie dydaktyką. Można powiedzieć, że
odbywało się to w dwóch nurtach. Pierwszy z nich związany był z miejscem pracy
(doskonalenie nauczycieli) i miał formę rozmaitych kursów i przygotowywania
materiałów dla nauczycieli. Wątek drugi to dalsze książki i podręczniki dla uczniów
i nauczycieli. Było to częściowo niezależne od pracy w Instytucie. Ponadto
zaczął się udział w rożnych gremiach ministerialnych pracujących nad podręcznikami
i programami studiów.
Jak długo powstawał ten pierwszy zbiór zadań?
Pierwsze wydanie było pisane 2 lata a Wydawnictwo zdążyło go wydać w
następne 2 lata, co w owym czasie było dużym sukcesem.
Teraz wydaje Pan piękne książki...
Od roku 1989, czyli zmiany ustroju, postanowiłem usamodzielnić się,
czyli przestać korzystać z pośredników. Chodziło nie tylko o stronę finansową,
lecz też o koncepcję. Wszystkie moje książki musiały być akceptowane przez
wydawcę, który niejednokrotnie miał inne o nich wyobrażenie niż ja. Jeśli
wydawca miał zastrzeżenia, to musiałem się do nich stosować, a wołałem
być samodzielny.
Profil mojej oficyny zakłada realizację określonych koncepcji dydaktycznych.
Istotnym ich elementem jest korelacja treści nauczania zawartych w podręcznikach
fizyki i chemii. Jednak główna idea polega na zerwaniu z wieloletnią tradycją
podręczników przeładowanych treścią, zniechęcających ucznia do chemii, wywołujących
stresy i tworzących fikcję procesu nauczania, czyli tzw. "realizowanie programu".
Dlatego podręczniki, które wydaje, zawierają niezbędne minimum wiedzy, podawanej
w sposób umożliwiający jej percepcję przez określoną grupę wiekową uczniów.
Idzie to dosyć opornie że względu na potrzebę przełamania pewnych
przyzwyczajeń.
Poza szesnastoma książkami, których jest Pan autorem lub współautorem
pańska firma wydaje też książki innych autorów.
Wiosną tego roku nastąpiła promocja dziesięciu tytułów, głownie podręczników
dla szkól podstawowych z chemii i fizyki. W przyszłości mam nadzieję, że też będzie
corocznie 10 tytułów lub więcej. Będą to książki do kolejnych klas szkoły podstawowej,
a od wiosny 1995 r. seria książek dla liceów ogólnokształcących. Podczas przygotowywania
książki zawsze najtrudniejsze jest znalezienie takiego autora, który potrafi
odpowiednio przekazywać swoję wiedzę. Pozostałe sprawy (np. kolorowe zdjęcia)
to kwestie techniczne i jeśli wydawca chce, to może je pokonać - oczywiście licząc
się z końcową ceną wydawanej książki.
Ma Pan dwoje dzieci - czy Pana zainteresowania okazały
się dziedziczne?
Nie. Syn ma zdecydowanie zainteresowania humanistyczne i bardzo
rzadko korzysta z mojej pomocy - raczej stara się udowodnić kolegom, że sam
sobie poradzi. Córka też chemią się nie interesuje. Absolutnie nie mam
do nich o to pretensji.
Dziękujemy za rozmowę i życzymy sukcesów.
(KCh 5/94)